fot. O. Talarska |
Drugi dzień był trochę lepszy pogodowo, bo padało (w pewnym momencie musieliśmy wszyscy wejść do niewielkiego baraku - nie pamiętam dokładnie, ale było nas akurat z 6 psów i 8 ludzi), chociaż Synu już się nieco zmęczył i ostatnia sesja nam nie wyszła. Na pierwszej uczyliśmy się podawania łapki nr 2, bo o ile lewą macha jak szalony, kiedy tylko usłyszy magiczne słowo, to druga się przez to rozleniwiła i trzeba nad nią pracować ;) Turlanie okazało się być superfajne, więc pewnie dokończenie nie zajmie nam zbyt wiele czasu :D Druga tego dnia i ostatnia na seminarium sesja nam się nie udała. Chciałam zrobić obieganie mnie, ale wszystko wokoło było bardzo ciekawe, zabawki znacznie bardziej niż normalnie nudne, ja też niezbyt interesująca (okazało się wtedy, że małe smaczki wcale nie są takie dobre, jak myślałam). W związku z tym pracowaliśmy nad skupieniem, a na sam koniec zrobiliśmy jeszcze chwilę krzyżowania łapek, bo całkiem ładnie nam wychodziło, ale zmęczenie i pojawiające się słońce dało o sobie znać.
Seminarium zaliczam do bardzo przyjemnych doświadczeń. Poznaliśmy wiele fajnych pieseczków i nowych Cioć dla Bejutka. Sam wyjazd też był przyjemny. Pojechaliśmy w moim Tatą i Lavą we 4, znaleźliśmy hotel dosłownie kilkaset metrów od seminarium, więc kiedy ja z Bejuszem pracowała, oni mieli chwile odpoczynku dla siebie. Była to też próba generalna jazdy dwóch pieseczków razem na dłuższą odległość, bo we czwartek wyjechaliśmy jak co roku w góry! Stąd też opóźnienie w publikacji - pakowanie zupełnie nie w moim stylu było na ostatnią chwilę, a jeszcze rano przed wyjazdem jechałam do miasta odbierać zamówienia ;)
fot. K. Kwaśniak |
Pozdrawiamy z gór!
Byłam w tym roku na seminarium z Patką. Masz rację, seminaria są bardziej dla właścicieli. Czasem to my potrzebujemy, żeby ktoś nami szarpnął i powiedział "TU! TU PATRZ!". To otwiera oczy ;)
OdpowiedzUsuń"Czy te oczy mogą kłamać?..." ;) Cudowny Psiunio. Pozytywnie zazdroszczę :)
OdpowiedzUsuń