sobota, 30 grudnia 2017

Co robiliśmy kiedy nas nie było?

Ano bardzo dużo się u nas działo. Może zacznę od najważniejszego, najbardziej emocjonującego.
Jakiś czas temu Lavie wyrosła na łapie kulka (brzmi znacznie lepiej niż guz, więc używam słowa kulka, ot co), wybraliśmy się do weterynarza, pani nakłuła kulkę i dostaliśmy wynik, że to nic groźnego. Trochę czasu minęło, Suczi zaczęła się nią bardziej interesować (Beowulf też...), lizać, podgryzać. Wybraliśmy do naszej lecznicy w sprawie owej kulki, wykonaliśmy wszystkie badania przedoperacyjne (jednak niemalże 11 lat to dość dużo na operację), Lava jest zdrowa jak ryba! Miała tylko nieznaczną anemię, która zniknęła po zabiegu. Kulka pojechała do badania i przyszedł wynik... niezbyt radosny, ale wykonano kolejne badania i jest to wiadomość z gatunku "pali się pani dom, ale pożar się jak na razie nie rozprzestrzenia". W związku z tym po prostu co 2 miesiące musimy powtarzać USG brzucha i robić badania krwi. Lava ma się zupełnie dobrze i niczym się nie przejmuje, do śniadania grzecznie wcina algi o działaniu przeciwnowotworowym :) Ostatnie badanie było bardzo miłe, pan Doktor wyznał Lavie miłość i pochwalił za trzymanie linii, wynik także niezwykle zadowalający - wszystkie organy zdrowe, żadnych zmian nowotworowych!
Beo miewa lepsze i gorsze momenty, ale ogólnie myślę, że jego móżdżek wraca na miejsce. Już w miarę zrozumiał, że ludzie przychodzący do domu nie mają zamiaru nas wszystkich zamordować, a i ja znalazłam na niego dobry sposób! Grzecznie spacerujemy, robocze chodzenie przy nodze już na ostatniej prostej. Ostatnio wybrałam się na trudniejszy spacer - robiło się już ciemno i z naszej dziczy wybrałam się w okolicę dość ruchliwej ulicy - światła, dźwięki. I muszę powiedzieć, że byłam zachwycona, w drodze powrotnej był już trochę zmęczony i momentami się rozpraszał, ale oprócz tego praktycznie pełne skupienie, na postojach grzecznie się kładł i odpoczywał :D
O ile kocham święta, te nieco mnie przerażały - pierwsze święta Beotka. Znając go dość dobrze obawiałam się reakcji na choinkę. A tu szok - powąchał i poszedł dalej, bombkę raz tracił nosem, a kiedy powiedziała, że to jednak nie jest dobry pomysł, żeby bawić się tą czerwona piłeczką, grzecznie poszedł dalej :D Kiedy byli goście zabiegał o ich uwagę, ale po jakimś czasie położył się i przeszedł do trybu uśpienia.
No przystojności odmówić temu gnomikowi nie można, czyż nie?